wtorek, 12 czerwca 2012

Chutnik rządzi!

W Nowej Hucie taki napis na murze dowodziłby straceńczej ignorancji reguł ortograficznych, bo tam rządzi Hutnik, ale tutaj nie o klub sportowy chodzi, a o Sylwię Chutnik, pisarkę, matkę, aktywistkę, społecznicę, prezeskę Fundacji MaMa, która od lat pomaga kobietom i angażuje się w różne kapitalne projekty, m.in. oprowadza po Warszawie śladami wybitnych kobiet.

Pisarstwo Sylwii Chutnik jest barwne jak ona sama, piekielnie inteligentne, operuje polszczyzną ciętą i giętką, tworząc zaskakujące obrazy i pokazując rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Pierwszy raz spotkałam się z jej prozą w „Dzidzi”, pełnej przejmujących, zupełnie nieheroicznych obrazów z Powstania Warszawskiego i scen współczesnych, absurdalnych w swojej grozie, strasznych i śmiesznych jednocześnie. Wina, kara i odkupienie w piekielnej jakiejś potrawce.

Po zbiór „Mama ma zawsze rację” sięgnęłam zaintrygowana, w poczuciu przynależności do globalnej wspólnoty matek, wszak scena opisana na okładce jest jakby wzięta z mojego życia: „Dzwoni budzik – czas wstawać. Odwracamy się spuchniętą twarzą w stronę Miłości Naszego Życia i błagając, rzęzimy: odprowadzisz do przedszkola? Bez reakcji. Wstajemy więc i zaczynamy ogarniać rzeczywistość...” Liczba mnoga nie jest tu przypadkiem – łatwiej będzie policzyć, w ilu domach poranek tak nie wygląda (nie bierzemy po uwagę reklam ani seriali!).

Z każdym kolejnym felietonem czułam się coraz bardziej jak u siebie. Wakacje nomadów? Ba, u nas tak wygląda każdy wyjazd na weekend, trzy dni albo trzy tygodnie – tobołów mamy zawsze tyle samo. Siedzenie w domu na wychowawczym i wieczne sprzątanie wiecznego sajgonu? Codzienność! Ewolucja od marzeń o związku partnerskim i wyjadania sobie z dzióbków po domową Trzecią Rzeszę? Jakie to życiowe!...

W tekstach Sylwii Chutnik jest to, co tak lubię: proza życia opisana z dystansem i poczuciem humoru, ironicznie i groteskowo, z jajem i zacięciem. Każda z nas ma pod górkę, a na dodatek potykamy się o te same kamienie: trudności w związku, fazy buntu dziecka, dom na głowie, potrzeba samorealizacji, itp. Różnica jest tylko w naszym podejściu do tych przeciwności: czy po każdym upadku liżemy rany bez końca, wyrzekając na podły los i domagając się współczucia, analizując latami, gdzie popełniłyśmy błąd i zadręczając się otartym kolanem, czy też oddychamy głęboko, ocieramy łzy, otrzepujemy się i rozglądając się po świecie wilgotnym okiem pchamy nasz wózeczek dalej.

Bo ktoś pchać go musi, a przecież nikt nie zrobi tego lepiej od nas :-)

Sylwia Chutnik, Mama ma zawsze rację, Mamania 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz