środa, 16 marca 2011

Jak być fajną babcią, jak być fajnym dziadkiem?

Młodzi rodzice, którzy zapragną skonfrontować swoje teorie z poradnikiem wychowania, będą w kropce, bo zaleceń, teorii i poglądów jest masa, a przy tym zwykle przeczą one sobie nawzajem. Widmo konsekwencji wyboru niewłaściwej teorii wychowawczej spędza świeżo upieczonym rodzicom sen z powiek, a jeśli dołożyć do tego rozliczne obsesje na temat bliższej i dalszej przyszłości, to doprawdy – nie jest łatwo być rodzicami!

A bycie babcią czy dziadkiem? To zupełnie coś innego! Obowiązkiem dziadków jest przede wszystkim kochać wnuki, rozpieszczać je, bawić się z nimi i spijać śmietankę z obcowania z maluchami.

W ten sposób babciowanie i dziadkowanie przedstawia „Poradnik dla babci i dziadka” gdyńskiego wydawnictwa Pestka. Bardzo wdzięczna to książka, miła dla oka, wydana starannie i przejrzyście: ważne rzeczy zostały ujęte w ramkach, wypunktowane, wyodrębnione. Jest świetnym kompendium wiedzy na temat opieki, pielęgnacji i zabawy z dziećmi w różnym wieku. Obejmuje szeroki zakres tematyczny: od przewijania niemowlaka i przygotowania domu na przyjęcie raczkującego wnuka, po wspólne pieczenie ciastek i redagowanie gazety rodzinnej. Czytelnik znajdzie tu mnóstwo niebanalnych pomysłów na spędzenie czasu z dziećmi i młoda mama albo tata, którzy kupią tę książkę dla swoich rodziców, koniecznie powinni też ją przeczytać.

„Poradnik dla babci i dziadka” bez żenady można podarować rodzicom czy teściom. Delikatnie sugeruje to, czego oczekują młodzi rodzice, ale nie zawsze mają śmiałość o tym powiedzieć ekspansywnej mamusi: są wdzięczni za pomoc, ale nie chcą nadmiernej ingerencji w życie ich i nowonarodzonego dziecka, nie chcą, by babcia, choćby w najlepszej wierze, przejmowała ich obowiązki wychowawcze i wprowadzała swoje porządki. O tym pisze się coraz częściej w prasie dla rodziców, ale mało kto zdobędzie się na podsunięcie teściowej artykułu „Jak być dobrą babcią i teściową w jednym”. W przypadku tej książki nie ma ryzyka, że teściowa poczuje się dotknięta: to porządnie napisany i unikatowy na rynku księgarskim poradnik, zawierający m.in. krótkie opisy doświadczeń babć i dziadków, ich wskazówki i przestrogi, omówienie obecnych zasad pielęgnacji i żywienia malucha, przypomnienie klasycznych zabaw i wierszyków dla maluszków, są nawet przepisy na różne przysmaki – a pomiędzy tym wszystkim delikatne uwagi o roli babci i dyskretne napomnienia, że absolutnie nie należy wkraczać w kompetencje rodziców.

Wydawnictwo Pestka zapewnia, że jego książki są pełne dobrej energii. Sądząc z debiutanckiego „Poradnika babci i dziadka” - to prawda. Ta niewielka książeczka jest napisana z miłością do dzieci, w duchu wzajemnego szacunku rodziców i dziadków. Świetna rzecz, szczerze polecam!

Elizabeth LaBan, Poradnik dla babci i dziadka, Wydawnictwo Pestka 2011

UWAGA! KONKURS!

Wydawnictwo Pestka ufundowało dwa egzemplarze "Poradnika dla babci i dziadka" dla moich czytelników. Żeby zdobyć książkę, należy w komentarzu do tej notki opisać najmilsze wspomnienie z dzieciństwa związane z babcią lub dziadkiem.
Kwestie formalne:

1. Konkurs trwa przez tydzień, czekam do północy 7 kwietnia 2011.
2. Ogłoszenie wyników 8 kwietnia.
3. Spośród zamieszczonych komentarzy wybieram dwa, których autorzy zostaną nagrodzeni książkami.
4. Proszę pamiętać o pozostawieniu adresu mailowego, jeśli nie ma go w Waszym profilu lub bierzecie udział w konkursie jako niezalogowani.

Życzę miłego wspominania i czekam na Wasze opowieści :-)

10 komentarzy:

  1. Przed wieloma laty kupiłam książkę "Jak być (kochaną) babcią" Ireny Rybczyńskiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje najmilsze wspomnienia z dzieciństwa związane są z Dziadkiem Jasiem - na jego cześć zresztą nazwałam syna. Dziadek był prostym i bardzo ciepłym człowiekiem, mistrzem tkackim. Będąc już na emeryturze przyjeżdżał po mnie do podstawówki przez pół miasta, a kiedy mówiłam mu "jeszcze pół godzinki na świetlicy, tak dobrze się bawię" zawsze odpowiadał "nawet godzinka - ty się baw, a ja odwiedzę kolegów". Później dowiedziałam się, że Dziadek chodził na tkalnię w pobliskich zakładach włókienniczych żeby powspominać dawne czasy z kolegami - teraz, kiedy już Go nie ma, bardzo żałuję że nie chodziłam tam z nim, posłuchać opowieści o "starych, dobrych czasach". A najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek od Niego dostałam, były miniaturowe krosienka - spędziliśmy nad nimi niejeden miły kwadransik, i choćby nie wiem jak krzywy i nierówny dywan mi wyszedł, Dziadek zawsze był strasznie dumny i chwalił mnie i mój wyrób dywanopodobny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja swoich dziadków niestety nie pamiętam ale za to mój Tato jest dziadkiem i o nim chcę napisać. Dziadziusiem jest świetnym i bardzo się z moim synkiem nawzajem motywują do różnych rzeczy. Dziadziuś zmotywował swego wnuka, ciągłym przytrzymywanie mu drzwi przed zamknięciem z obawy przytrzaśnięcia paluszków do pierwszego pełnego zdania w wieku lat 1,7. Zdanie brzmiało: tiy tiy tiy dziadzia!
    z pozdrowieniami Ania1_

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja babcia była dość oschłą osobą. Kiedy byłam dzieckiem, zajmowała się mną, opiekowała, ale nie czułam, że jej na mnie specjalnie zależy. Nasze relacje poprawiły się, kiedy byłam nastolatką, zaczęłyśmy się powoli zaprzyjaźniać, być sobie coraz bliższe. Kiedy babcia już bardzo ciężko chorowała, było to może pół roku przed śmiercią, byłam z nią u lekarza. Kiedy wyszłyśmy z przychodni, zanim wsiadła do samochodu mojego stryja, powiedziała mi, że mnie kocha. To chyba najpiękniejsze wspomnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam zostawić swój adres email: weronikaitomek@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  6. no tak jak zwykle nie doczytałam i już zostawiam adres sankas@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi niestety nie było dane zbyt dobrze poznać dziadków ze strony mamy, ale udało mi się zachować w pamięci dziadka, który swoim wnukom robił pokazy ruszania uszami :) Nie mam pojęcia jak on to robił i czy dziecięca wyobraźnia mnie zbytnio nie ponosiła, bo z tego co wydaje mi się że pamiętam, ruszał tymi uszami (jakoś za pomocą szczęki?) naprawdę mocno :)

    I drugie wspomnienie, żeby było sprawiedliwie - dotyczy babci ze strony taty, która za rok skończy 90 lat, a pewnie nawet gdybym dziś do niej zadzwoniła na pogawędkę, zapytana: "Babciu, a jak się czujesz?", odpowiedziałaby: "A, tak po japońsku - jako-tako" :)
    Jak pierwszy raz to usłyszałam, może ze dwa lata temu, rozbroiła mnie tym totalnie :)

    monic_@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje najmilsze wspomnienie dotyczy moich dziadków ze strony Taty. Moja babcia wspaniale gotowała - i właśnie moje najlepsze wspomnienia są wspomnieniami kuchennymi. Pamiętam, jak babcia robiła na niedzielę "pampuchy" - ciasto drożdżowe zarabiane w dużym, emaliowanym, brązowym garnku, w którym mogłam do woli mieszać łapkami, a na końcu oblizać łapki z surowego, pysznego ciasta. Potem gotowanie pyz na serwetce pod miską i wyjadanie takich jeszcze ciepłych, "bez niczego"... Z kolei dziadka pamiętam ucierającego na tarce szare renety do placka - odkładał mi trochę na miseczkę, posypywał cukrem, a ja wsuwałam całość - czasem tak nam dobrze szło, że na ciasto nie było już co kłaść.
    Pozdrawiam, Dorota.
    E-mail: dotek7@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja babcia należała do pokolenia, którego edukację we wczesnych latach szkolnych przerwała wojna. Potem nie było już czasu na nadrabienie zaległości. Szczególnie na wsi nie zawracano sobie tym głowy. Tak więc babcia ledwo umiała pisać. Z czytaniem też nie było najlepiej. I myślę, że to dzięki małej Donatce nauczyła się tej sztuki. Do dziś pamiętam, że co wieczór wyciągałam "Bajki Samograjki" Brzechwy i zamęczałam babcię, żeby po raz kolejny przeczytała mi ukochanego Kopciuszka (jaką ona miała piękną suknię na tym obrazku) albo Czerwonego Kapturka. Babcia nawet potrafiła wczuwać się w role. Ale nie daj Boże przekręciła chociaż jedno słowo, od razu ją poprawiałam. Znałam te pięknie rymowane bajki na pamięć! Czasami było też tak, że babcia gasiła światło i opowiadała mi swoją wersję bajek. Kopciuszek na przykład nie spotykał żadnej wróżki, czy matki chrzestnej, ale klejnotami i piękną suknią obsypywało ją zaczarowane drzewo. A potem brzydkie siostry ucinały sobie to palca, to piętę, żeby zmieścić nogę w pantofelek. A ptaszki śpiewały "zawracaj konika, krew leci z bucika".
    Pamiętam jeszcze taką historyjkę:
    Szła baba do miasta, niosłą kawał ciasta.
    Podbieżył barańczyk - chodź babo w tańczyk!
    Ja nie pójdę w tańczyk, bo mnie boli palczyk. A co ci w ten palczyk?
    Suczka mnie ugryzła.
    A gdzie ta suczka?
    Za morze poleciała.
    A gdzie to morze?
    Barwinkiem zakwitło.
    A gdzie ten barwinek?
    Dziewczęta zerwały.
    A gdzie te dziewczęta?
    Chłopcy porwali.
    A gdzie ci chłopcy?
    Dębem postawali.
    A gdzie te dęby?
    Siekiera zrąbała.
    A gdzie ta siekiera?
    U kowala.
    A gdzie ten kowal?
    Zmarł w czwartek bo się nazywał Bartek.
    Gdzie go pochowali?
    Pod płotem.
    Czym go nakryli?
    Chomotem.
    Czym mu grali?
    Harbuzami, harbuzami!
    Jeżeli chodzi o "Bajki Samograjki" to mój egzemplarz z dzieciństwa gdzieś zaginął. Ale udało mi się kupić kolejny i teraz czytam mojej córeczce. Kto wie, może kiedyś będę ją czytać mojej wnuczce.
    Przepraszam za dłużyznę, ale tak to jest, że wygrzebujesz jedno wspomnienie, a reszta wychodzi jak chusteczki z pudełka.
    Donata, m_donata@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Powiem szczerze, że uśmiechnęłam się na myśl o najwspanialszym wspomnieniu, ale gdy nagle zaczęłam o go szukać - znalazło się całe mnóstwo :) Po przesianiu mam to najwspanialsze - najwspanialsze wspomnienie dotyczy kuchni Buniusi (tak nazywaliśmy Babcię) uwijającej się wokół dużego blatu tuż pod oknem. Buniusia w podomce z zawiązanym fartuszkiem (obowiązkowo z kieszonką, gdzie trzymała obrębianą koronką chusteczkę) wyrabia ciasto drożdżowe jednocześnie zerkając na podwórko za oknem. Ona to ciasto wyrabia na drewnianej stolnicy, piecyk się grzeje, a ja patrzę na jej ręce, spracowane, zawsze ciepłe z coraz cieńszą obrączką, która przez lata chudła i z pierścionkiem z wygrawerowanymi Jej inicjałami panieńskimi. I przed oczami mam obraz tych rąk, ciasta, które wchodziło w szpary pierścionka, ale i tak nigdy go nie zdejmowała, zapach i smak jej jedynego na świecie ciasta drożdżowego, które piekła jako placek (i cóż, że piecyk zawsze przypalał)... Dostawałam to ciasto z masłem i zimnym bardzo mlekiem (i jakoś nikt o skręcie kiszek nie wspominał). Z czasem ciasto wyrabiać było coraz trudniej a tuż przed śmiercią ja dostałam ten pierścionek z przykazaniem wygrawerowania swoich inicjałów. I też zawsze go noszę, i choć stolnica i blat są teraz częścią mojego domu, o smaku ciasta przypomina mi niezłomnie ten pierścionek. I wiem, że dostanie go moja córka, bo chciałabym, żeby Bunia czuwała nad nami stale.

    pucaluta@gmail.com

    OdpowiedzUsuń