wtorek, 17 sierpnia 2010

A ty co? A ja idę do ZOO!

Czy jest tu ktoś, kto nie zna „ZOO” Jana Brzechwy? Pani z Alaski? No tak, pani może nie znać. A pozostali, nawet jak w pierwszej chwili odpowiedzą przecząco, to zaraz sobie przypomną lekcję kleksografii z ekranizacji „Akademii Pana Kleksa” i słynne „Małpy skaczą niedościgle...” w zachwycającym wykonaniu Piotra Fronczewskiego.

To właśnie jest „ZOO” Jana Brzechwy, przechadzka Matołka po ogrodzie zoologicznym z przystankami przy kolejnych klatkach i dowcipne dialogi z ich mieszkańcami. Bardzo cenię sobie ten cykl i nie dziwi mnie, że zainspirował Jarosława Mikołajewskiego, który swoje „ZOO” zadedykował genialnemu poecie, pisarzowi i tłumaczowi, obecnemu w polskiej literaturze od lat 30. XX wieku.

„ZOO” Mikołajewskiego to kilkanaście dowcipnych, świetnie napisanych wierszy- perełek językowych. Taki „Hipopotam” na przykład:

Słonko, co zachodziło,
złocistą barwą pokryło
hipopotama.
Widząc, że patrzy nań lama,
rzekł hipopotam: ze złotam.
Na co ona: A przypadkiem nie z miedziś?
A on na to: Przynajmniej nie dziś.

Kiedy chłopcy byli nieco młodsi, wałkowaliśmy „ZOO” na okrągło i wiele radości wzbudzał króciutki „Słoń”:

O, słoń! Chodźmy doń!
Boże broń!

Czytałam, a potem recytowałam z pamięci modulując głos: raz piskliwie, raz basem, raz śpiewnie, przy „Boże broń!” teatralnie chwytając się za serce. Chłopcy zaśmiewali się do rozpuku.

Kiedy teraz przeglądam tę książeczkę, każdy wiersz wydaje mi się godny zacytowania. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to polecam gorąco!

Jarosław Mikołajewski, ZOO, Agora 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz