Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wziąć do ręki powieść „Załatwić Bill'ego”. Chyba zainteresował mnie opis: są trzy przyjaciółki, jedna wpadła w szpony faceta, który ją bije, więc dwie pozostałe postanawiają ją ratować. Szybko okazuje się, że każda z nich ma za sobą pokręcone dzieciństwo i wiedzie równie pokręcone życie, które jest tak straszne, aż śmieszne.
Marta, samotna kelnerka z baru ze striptizem, aktualnie na finiszu ciąży, ma za sobą dzieciństwo w domu pastora-despoty, który dręczył żonę i obie córki, Flower jest córką hipisów i bez powodzenia próbuje swoich sił na scenie jako komik, a Sara nosi mroczny sekret, którym można tłumaczyć jej toksyczny związek z agresywnym Billym.
Nic śmiesznego, a jednak opisane rewelacyjnie: z poczuciem humoru, dystansem, ironią i sarkazmem. Późną nocą, miast regenerować siły w obliczu kolejnego wakacyjnego dnia z ukochanymi syneczkami, kwiczałam ze śmiechu do 2.00 nad ranem, o której to godzinie szczęśliwie dotarłam na ostatnią stronę.
W żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że dla tej książki warto zarwać noc. Ale jeśli się jednak zdecydujecie, to koniec, wciągnie Was i przy każdej stronie będziecie tarzać się ze śmiechu. Dręczący mnie tamtego dnia problem rozwiał się jak dym, bo przy gehennie bohaterek to była pestka, a na dodatek trudno się zadręczać i jednocześnie wyć ze śmiechu.
A może to właśnie jest metoda na bolączki dnia powszedniego?
Jo Brand, Załatwić Billy'ego, Muza 2005
Warto dodac, ze sama autorka jest postacia niepospolita: http://en.wikipedia.org/wiki/Jo_Brand
OdpowiedzUsuń