Kubusia Puchatka znają dzieci na całym świecie. Wiele z nich, a wśród nich i moje, poznały misia o bardzo małym rozumku za pośrednictwem Walta Disneya. Szczęśliwie zaczęliśmy nie od niedzielnych wieczorynek ze współczesną animacją, ale od kanonicznej ekranizacji, w której tytułową piosenkę śpiewa Anna (jeszcze bez Marii) Jopek. W czołówce występuje tam pokój Krzysia i miałam okazję wyjaśnić chłopcom, kim był Krzyś i jaką rolę w całej sprawie odegrał Alan Aleksander Milne.
I tak ziarno zostało rzucone. Czytaliśmy kolorowe disneyowskie książeczki o przygodach Puchatka i jego przyjaciół („Puchatek hoduje dynię”, „Tygrys wygrywa”), ale wciąż krążyliśmy wokół klasyki. Wśród bajek do wyświetlania na rzutniku ania, które przywiozłam z rodzinnego domu, znalazły się się przygody Kubusia Puchatka i choć były znane chłopcom z filmu, słuchali i patrzyli z uwagą.
Niedawno przywiozłam od rodziców moje własne pożółkłe, rozpadające się egzemplarze „Kubusia Puchatka” (1980) i „Chatki Puchatka” (1983) w przekładzie Ireny Tuwim, siostry Juliana. Urocze i cudne, zabawne i ujmujące, myślałam z uśmiechem, delikatnie przerzucając sfatygowane kartki, ale historyjki dobrze znane, przecież nie będą chcieli tego słuchać.
I jakże się myliłam! W niedzielę przed Wszystkimi Świętymi planowaliśmy wyjazd do rodziny, ale Piotruś nagle poczuł się źle i pojechał do Rygi, więc z wizytą udał się Mąż z Michasiem, a ja zostałam opiekować się słabującym. Kiedy poczuł się lepiej, było późne, pochmurne popołudnie, kaloryfery grzały, miętowa herbata parowała, lampka przy łóżku tworzyła miły klimat, do szczęścia brakowało tylko książki. Wzięłam do ręki „Kubusia” i już po chwili Piotruś pękał ze śmiechu. Konkretnie zaczął pękać w rozdziale III, gdy doszliśmy do dziadka Prosiaczka, który – wedle relacji potomka – nosił imiona Wstęp Bronisław, gdyż przy posesji znajdował się kawałek deski z napisem „WSTĘP BRON”. Kolejnym miejscem, w którym Piotruś pokładał się w pościeli, był rozdział IV, w którym dowiadujemy się, jaki napis umieszczony był na drzwiach domu Sowy, wyposażonego zarówno w kołatkę jak i dzwonek: „PRO SZE ZWONIDŹ JEŹLIKTO HCE PO RADY. PROSZE PÓKADŹ JEŹLIKTO NECHCEPO PORADY.” A już w rozdziale VI czekała kolejna gratka: napis, który sowa wykaligrafowała na baryłeczce dla Kłapouchego: „Z PĄWIĄSZOWANIEM URORURODZIURODZIN”.
Piotruś czytał te fragmenty wielekroć, za każdym razem pokładając się ze śmiechu, zaznaczył je i wracał często, obowiązkowo czytając wszystkim, którzy nawinęli mu się pod rękę, ze szczególnym uwzględnieniem ojca i matki. Co więcej, przed chwilą zauważyłam, że wyłuskał podobne perełki również w „Chatce Puchatka”, bo i tam powklejane są karteczki (wiadomość, którą Krzyś zostawił na drzwiach brzmiała: „WY SZEDŁEMK ZA JENTYK”). Jak widać, biorą go żarciki lingwistyczne. Moja krew! Jestem zauroczona subtelnym humorem tej książki i myślę, że wiele rzeczy umknęło mi, gdy czytałam ją jako dziecko.
Zdarza się, że książki czytane ponownie po latach bezpowrotnie tracą urok. Nie dotyczy to „Kubusia Puchatka”, który jest ponadczasowy i – jeśli można przyrównać książkę dla dzieci do trunku – jak wino. Sięgnijcie koniecznie, nie pożałujecie.
A.A. Milne, Kubuś Puchatek, tłum. Irena Tuwim, Nasza Księgarnia 1980.
Jak byłam mała to miałam dokładnie takie wydanie Kubusia Puchatka, jak to z Twojego zdjęcia. I zgadzam się w 100% - Kubuś autorstwa AA Milne to klasyka, która nigdy się nie znudzi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmam je! czytam coreczce, choc ona sama woli wielka ksiege pelna kolorowych obrazkow ;-)
OdpowiedzUsuńDzień Dobry! Puchatka to ja podczytywałam sobie przynajmniej raz w roku, dopóki nie urodziłam młodego. A młodemu jeszcze częściej:-) Nie będę się rozpisywać o zaletach.
OdpowiedzUsuńDziś czytałam grupie rozwydrzonych pierwszoklasistów i efekt był znakomity - wszyscy w końcu ucichli, wsłuchali się, wytrzymali do końca rozdziału. I umówiliśmy się na dalsze:-))
Też miałam to wydanie :) ale nigdy nie byłam miłośniczka Kubusia, ani AA Milne ani obecnych Puchatków Disneya. Mały Książę - to były moje klimaty
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Pamiętam to wydanie. Nawet szukałam swojej starej książki u rodziców ale kamień w wodę.
OdpowiedzUsuńTeż wolę tego Kubusia Puchatka od wersji Disneya. Moja starsza córka już sama czyta stary egzemplarz kupiony na Allegro. Musze jeszcze poszukać Chatki. Oczywiście tez starego wydania.
U nas też ostatnio króluje Puchatek właśnie w tej starej, tradycyjnej wersji. Polecam też audiobooki, czytane przez Janusza Gajosa, gdy już sami zmęczymy się czytaniem :)
OdpowiedzUsuńMiałam to wydanie jako dziecko :) Pewnie gdzieś jest jeszcze w piwnicy.
OdpowiedzUsuń