
Nie był to pierwszy raz, gdy pani Roksana Jędrzejewska-Wróbel doprowadziła mnie do takiego stanu, kiedyś opowiem Wam o moich wrażeniach z lektury „Kamienicy”, którą kupiłam – teoretycznie – dla dzieci, ale wciągnęła mnie niepostrzeżenie podczas rozpakowywania paczki z wydawnictwa i po godzince z hakiem, gdy odkładałam ją ocierając oczy, już wiedziałam, że jeszcze za wcześnie, by czytać ją chłopakom.
Aurelka jest świetna. Myślę, że znakomicie nadaje się jako odtrutka na księżniczko-wróżko-Barbiszony, szczególnie dla znękanych rodziców. Nie mam córki, więc nie mam też pojęcia, jak to jest obcować z różem na co dzień, ale wyobrażam sobie, że można poczuć przesyt. A i dziewczynki warto zapoznać z tą całkiem inną królewną, bo jest prawdziwsza niż plastikowe lale: złości się, wstydzi, popełnia błędy. Większość bohaterów tej opowieści też jest inna niż to się zwykle przyjęło: królewicz wcale nie jest dzielny, smok nie jest groźny, czarownica jest dobra, a wilk nikogo nie zjada. Pani Roksana rozprawia się z kilkoma baśniowymi stereotypami i czyni to z takim wdziękiem, że nie można się nie uśmiechnąć.
Bardzo polecam: dziewczynkom i chłopcom, mamom i tatusiom, babciom i dziadkom. Ależ okropnie wygląda to nagromadzenie końcówek na -om!
Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Maleńkie królestwo królewny Aurelki, Wydawnictwo Bajka 2009.
Bardzo ci jestem wdzięczna za odczarowanie tej książki. Kiedyś w księgarni wpa∂ła Zo w ręcę (bo księżniczka, wiadomo) i chciała ją koniecznie mieć. Za mało miałysmy czasu bym ją przejrzała i zdecydowała więc powiedziałam NIE myśląc, że to kolejny różowy chłam. Teraz wiem, że tak nie jest
OdpowiedzUsuńMoniko, polecam, nie rozczarujesz się :-)
OdpowiedzUsuńChuda, kupiliśmy tę książkę z okazji Mikołajek i czytamy. Jest świetna, a co najważniejsze, podoba się mojej Weronice. Dziękuję za polecenie :) P.S. Przydałaby się czasem Odpoczywalnia dla Zmęczonych Matek ;)
OdpowiedzUsuńMagdo, bardzo się cieszę, że ksiązka się Wam podoba. I całym serem podpisuję się pod Twoją propozycją :-)
OdpowiedzUsuń