„Fabryka muchołapek” Andrzeja Barta to książka niezwykła pod względem zamysłu i sposobu realizacji. Pomysł przedstawienia procesu Chaima Rumkowskiego, przywódcy łódzkiego getta, stojącego na czele Judenratu, postaci niezwykle kontrowersyjnej, której działalność badało wielu historyków, zrodził się – wedle słów samego autora – z zasłyszanej przed laty historii, jakoby Rumkowski pojechał do Auschwitz salonką, a tam został żywcem wrzucony do pieca przez Żydów z Sonderkommando.
Za co Żydzi mieliby tak nienawidzić Rumkowskiego? Władał on gettem jak własnym państwem, zorganizował w nim sprawnie działające przedsiębiorstwo nazywane Żydowskim Okręgiem Przemysłowym, gdzie wytwarzano tyle rozmaitych dóbr przydatnych Niemcom, że ci nie spieszyli się do likwidacji getta. Rumkowski żył w nim jak król, obdarzając łaskami pochlebców, gdy inni przymierali głodem, utrzymywał teatr, szkoły i sierocińce, dawał pracę maturzystom, a jednocześnie karał dzieci handlujące podróbkami cukierków. Posłusznie wykonywał rozkazy hitlerowców i znany jest jako autor straszliwego pomysłu, by wydać na pewną śmierć dwadzieścia tysięcy współwyznawców: chorych i dzieci do lat 10.
Powieść Barta rozgrywa się na pograniczu snu i jawy, ociera się o surrealizm i pełna jest aluzji literackich. Zdumiony i przejęty czytelnik podąża za autorem, nie bardzo wiedząc, gdzie ten go prowadzi, z dreszczem niewiadomego na plecach podejmując grę, do której autor go zaprosił.
Oto w zrujnowanym łódzkim pałacu odbywa się proces mający znamiona Sądu Ostatecznego. Oskarżonym jest władca getta Chaim Groźny, a prokurator, obrońca, członkowie ławy przysięgłych, świadkowie – wszyscy oni otarli się o łódzkie getto, albo w nim zginęli. Świadkowie przyjechali z całego świata, są wśród nich zarówno żywi jak i zjawy (m.in. Janusz Korczak, Lucille Eichengreen, która przeżyła getto łódzkie i Auschwitz, Jakub Poznański, autor skrupulatnie prowadzonego dziennika, w którym opisywał codzienność w getcie, niesprawiedliwość i zły sposób zarządzania Rumkowskiego). Z ich zeznań wyłania się postać pełna sprzeczności: zaangażowany społecznik i megaloman, pyszałek i wizjoner, opiekun sierot i kat dzieci.
Na proces przyjechało wielu Żydów z Pragi, którzy przeszli przez łódzkie getto, m.in. siostry Franza Kafki i piękna Dora, z którą pisarz-narrator wymyka się z sądu i spaceruje po Łodzi, staje się jej przewodnikiem po współczesnym mieście, a ona w zamian pokazuje mu swoje Litzmannstadt Ghetto. Jest w tym pewna przewrotność: oto piękna i młoda kobieta oprowadza po mieście, które umierało, a on, zmęczony życiem uciekinier pokazuje jej Łódź tętniącą życiem.
Wszystko w tej powieści jest widmowe, mgliste, nierealne, duszne jak z Kafki. Narracja nie jest jednolita. Raz śledzimy proces oczyma żony Rumkowskiego, słuchamy zeznań na przemian wstrząsających i groteskowych, innym razem obserwujemy wydarzenia z pozycji Marka, chłopca przygarniętego przez Prezesa, a za chwilę znowu jesteśmy na korytarzu, wśród oczekujących na wezwanie świadków i przedzieramy się przez tłum z pisarzem-narratorem, nasłuchując strzępów rozmów. Z tych fragmentów, przebitek i pojedynczych kadrów wyłania się finalny obraz: proces zakończył się jedynym możliwym wyrokiem, wysłuchani zostali ci, którzy nigdy nie mieli okazji opowiedzieć swoich historii, a pisarz rozprawił się z legendą o końcu Prezesa.
Powieść przejmująca grozą i dreszczem metafizycznym.
Andrzej Bart, Fabryka muchołapek, W.A.B. 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz