“Kładka nad czasem” to kolejny tom wspomnieniowej prozy Michała Głowińskiego. Poprzednie to “Czarne sezony” (1999), “Magdalenka z razowego chleba” (2001), “Historia jednej topoli” (2003).
W “Kładce...” autor wraca do rodzinnego Miasteczka, by oglądać je i opisywać z wielu różnych perspektyw. Raz z bliska, raz z oddali, raz ogląda je całe od strony rzeki, innym razem od wewnątrz spacerując jego ulicami. Opisuje je takim, jakim niegdyś było i jakim jest dzisiaj. Raz zagląda ludziom w okna, innym razem wygląda przez swoje okno. Kreśli poplątane losy poszczególnych mieszkańców Miasteczka, które są symbolem dziejów całej wspólnoty, opowiada miejscowe legendy i anegdoty.
Proza wspomnieniowa tchnie nostalgią, na tym polega jej urok. Głowiński opisuje swoje Miasteczko z czułością, pieczołowicie wyciąga z zakamarków pamięci, odkurza i wystawia na widok publiczny rekwizyty z odległej przeszłości: książki z miejscowej biblioteki oprawione w sztywny papier pakowy, rozebrany wiekowy kościółek. Przypomina postaci sprzed lat: Andzię Przysmak – miejscową damę lekkich obyczajów, tajemniczą Panią Hrabinę, której osoba była nieustannym tematem rozmów małomiasteczkowych plotkarek, sprzątaczkę Kalisiakową, która w ramach awansu społecznego została bibliotekarką i panią Kalisiakową, Głupiego Zdzisia, Gazeciarza, Siwka, panią Pelagię i pana Antoniego.
W swoje wspomnienia Głowiński wdzięcznie wplata porównania i uwagi, które nie pozwalają zapomnieć, że mamy do czynienia z wybitnym erudytą oczytanym w klasyce. Jego aluzje są zrozumiałe dla każdego czytelnika o podstawowym wykształceniu humanistycznym. Wiekowe małżeństwo nazywa Filemonem i Baucis, hodowane w czasach okupacji w przydomowym ogródku warzywa porównuje do rożka Almatei, a balie, którymi podczas podtopień nadrzecznych gospodarstw przemieszczali się ich mieszkańcy, z przymrużeniem oka nazywa miejscowymi gondolami. “Kładka nad czasem” dowodzi subtelnego poczucia humoru autora – choćby takie zdanie: “Dzieli sie ono [Miasteczko] za sprawą rzeki i linii kolejowej (...) na części cztery – i tym właśnie, przypomnę, różni się od Galii, która – o tym wie każdy, kto zaliczył początkowy kurs łaciny – podzielona była na części trzy.”
Michał Głowiński przerzuca kładkę nad czasem by odwiedzić miejsca i ludzi, który już dawno zniknęli w mrokach przeszłości, ale także zatrzymuje się przy żyjących i pamiętajacych. W “Epilogu” przyznaje otwarcie, że pisząc swoje opowiadania ubarwiał, fantazjował, łączył realne z wymyślonym. Takie jest prawo literatury, która nie tworzy dokumentów, lecz światy.
Miasteczko, a raczej jego geograficzny pierwowzór, można łatwo zidentyfikować i zlokalizować na mapie. Tylko po co wymieniać jego nazwę, skoro sam autor tego nie czyni? Jako Miasteczko to miejsce jest uniwersalne, oniryczne, przynależne każdemu czytelnikowi, który zechce przyjąć zaproszenie na spacer po kładce nad czasem. Nie trzeba się obawiać, ta kładka to w istocie solidny most, z którego nie spadniemy w przepaść.
Michał Głowiński, Kładka nad czasem, Wydawnictwo Literackie 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz