wtorek, 23 lutego 2010

Co kraj to obyczaj, czyli blondynka w dżungli 3

Pewien Peruwiańczyk założył w Polsce szkołę hiszpańskiego. Planował pozostać w Polsce przez lata, starał się zatem utrzymywać wszechstronne kontakty z Polakami. Pewnego razu wybrał się z wizytą do polskiej rodziny.

Wcześniej doinformował się, co w Polsce wypada, a czego nie, czy pani domu należy przynieść kwiaty, czy należy przyjść punktualnie, czy z planowanym opóźnieniem. Wizyta przebiegała w bardzo kurtuazyjnej atmosferze, gość nie okazał ani krzty zdziwienia, kiedy podano mu do jedzenia czerwoną zupę o niemożliwej do wymówienia nazwie. Po kolacji został oprowadzony po domu. Córka gospodarza z dumą zaprezentowała mu swoją świnkę morską. Peruwiańczyk fachowo obmacał zwierzątko i zaproponował, że chętnie pomoże przyrządzić ją w sosie koperkowym. Szybko się z nim pożegnano i nie zapraszano więcej, czego nie mógł zrozumieć. W jego kraju pieczone świnki morskie są bardzo popularnym daniem.

"Blondynka śpiewa w Ukajali" obfituje w anegdoty. To trzecia wydana drukiem relacja Beaty Pawlikowskiej z podróży po Ameryce Południowej, poprzednie stanowiły przedsmak tego wydania. Wydana przez National Geographic w serii "Na krańce świata" książka (pierwsza publikacja polskiego autora w tej serii) to album, na który składają się fantastyczne fotografie i zabawne rysunki autorki, ilustrujące ciekawe i zabawne historie o ludziach i miejscach.

Nie tylko szata graficzna stanowi o przewadze tej "Blondynki..." nad poprzednimi. Pawlikowskiej wyostrzył się język, stała się jeszcze bardziej autoironiczna i operuje jeszcze ciekawszymi porównaniami. Śmieje się z siebie, kiedy opisuje swoją naiwność białasa: do hotelu wiózł ja motorikszrz, którzy wzbudził w niej podziw i sympatię. Chłopak pracował od świtu do późnego wieczora, zarabiał niewiele, ponieważ zyskami dzielił się z właścicielem pojazdu, on był tylko pracownikiem. Wzruszona jego losem turystka wręczył mu 3 sole, chociaż za przywiezienie jej do hotelu policzył 1,5 sola. Dumna ze swego szlachetnego postępku była dopóty, dopóki właściciel hotelu nie uświadomił jej, że przejazd rikszą do dowolnego miejsca w mieście kosztuje 75 centymów.

Porównanie gęstej atmosfery do czegoś, co można kroić nożem Pawlikowska rozwija, pisząc o powietrzu tak gęstym, że "gdyby ktoś miał pod ręką scyzoryk, to mógłby je pokroić na kawałki i sprzedawać potem jako strach w kostkach".

Podróż do Ameryki Południowej to dla Pawlikowskiej spotkanie z przyrodą, kuchnią i mieszkańcami kontynentu: Indianami, którzy żyją tak jak ich przodkowie, wszystko co im potrzebne czerpiąc z dżungli i tymi, którzy porzucili tradycję na rzecz wygodnego życia, coca-coli, mrożonek, samochodów i tanich podkoszulków. Tych pierwszych jest coraz mniej, bardzo trudno do nich trafić. Tych drugich łatwo spotkać i usłyszeć: to oni, ci "ucywilizowani" w środku peruwiańskiej nocy puszczają na cały regulator Pink Floyd, skutecznie zagłuszając cykady.

Pawlikowska jest zafascynowana codziennym życiem Peruwiańczyków. Opowiada o wieczornych ucztach na opustoszałych placach targowych: o zmierzchu wkraczają tam kucharki, które za niewielkie pieniądze serwują rosół z kury z makaronem, podawany czasem z gotowanym bananem, potrawkę z flaków z cebulą i ziemniakami, którą jada się z ryżem i gotowanymi kawałkami manioku, a na deser kisiel z kukurydzy i ryż na mleku w postaci gęstej masy z kawałkami cynamonu. I kompot z trzciny cukrowej do picia. Można samemu przygotować peruwiańskie przysmaki na podstawie przepisów kulinarnych zamieszczonych na końcu książki. Jedną potrawę mamy na pewno wspólną z mieszkańcami Ameryki Południowej: rosół z kury. Nasze niedzielne danie obiadowe Peruwiańczycy jadają na śniadanie, obiad i kolację.

Autorka opisuje niezwykłe miejsca, takie jak Iquitos, Amazońską Wenecję, miasto które w porze deszczowej zamienia się w wielkie jezioro, a jego ulice w kanały. Na brzegu rzeki stoją chaty na palach, a w centrum znajduje się Żelazny Dom – budowla skonstruowana przez Gustawa Eiffela i przywieziona do Peru w częściach.

„Blondynka śpiewa w Ukajali” to książka pisana z pasją i podziwem dla świata, w którym niełatwo jest żyć, ale którego mieszkańcy są pogodni i spokojni. Ludzie przeprawiający się łodziami przez zalane w porze deszczowej Iquitos pozdrawiają się serdecznie, fryzjerka zamyka zakład, kiedy zarobi na obiad, a z miasta do miasta podróżuje się zatłoczonymi do granic możliwości samochodami, w towarzystwie wielu ludzi i zwierząt, często tonąc w błocie po pas. Dobrego samopoczucia mieszkańców Peru nie zakłócają na dłużej ani afery w rządzie, ani kolejne wybory prezydenckie. Polityka jest daleko, a tutaj trzeba po prostu żyć każdego dnia.

Beata Pawlikowska, Blondynka śpiewa w Ukajali, G+J RBA 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz