wtorek, 21 września 2010

Matko, zaufaj sobie!

Nie ma drugiego tak dziwacznego gatunku na Ziemi jak homo sapiens. Żaden inny nie utrudnia sobie życia do tego stopnia co my. Mieliśmy intuicję, potężny głos natury, który mówił jak postępować z dziećmi, a zastąpiliśmy go wiedzą z podręczników. Matki miały instynkt, który wymieniły na dyktaturę dra Spocka, i mądrość serca, którą zagłuszyły ordungiem karmień co trzy godziny, odbijania i odkładania.

Od jakiegoś czasu wracamy do natury. Szalejemy na punkcie zdrowej żywności, ekologii, życia w zgodzie z przyrodą. Przypominamy sobie o intuicji. Palimy podręczniki, które każą tresować niemowlę. Ale - paradoksalnie - żebyśmy mogli uwierzyć w to, co jest w nas, znowu potrzebujemy podręcznika, który nas do tego przekona.

Jean Liedloff na ponad stu osiemdziesięciu stronach książki „W głębi kontinuum” przypomina o tym, że noworodek potrzebuje przede wszystkim nas: bliskości, czułości, miłości, obecności. Nie pokoiku i pięknej pościeli w łóżeczku, w którym będzie spał sam, ale naszego zapachu, bicia serca, możliwości przytulania się i ssania, kiedy przyjdzie mu ochota. Nie potrzebuje wygrywającej Mozarta karuzeli nad łóżeczkiem w pustym pokoju, ale chce siedzieć na twoim biodrze i obserwować, co robisz. Tylko tyle i aż tyle!

Nie będąc świadoma teorii kontinuum, postępowałam zgodnie z jej zaleceniami przy drugim dziecku. Zrobiłam to dla własnej wygody: całymi dniami byłam sama z dwulatkiem i noworodkiem, więc musiałam być wyspana, zatem młodszy synek spał z nami, karmiłam go przez sen i nigdy nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, ile razy w nocy jadł. Nosiłam go w chuście dopóki byłam w stanie go unieść, spał przytulony do mnie, a ja sprzątałam, odkurzałam, myłam naczynia. Teraz jest pogodnym i pewnym siebie trzylatkiem. Pierwszego synka wychowywałam według całkowicie chybionych zasad w stylu „dziecko ma spać w swoim łóżeczku” i spędzałam noce na fotelu, karmiąc go bez końca. Że też mi się tak chciało!...

Teoria kontinuum, odwiecznej mądrości, która jest w nas samych, niesłychanie do mnie przemawia. To, ile miłości dziecko dostaje od rodziców na początku życia, ma ogromny wpływ na to, kim się stajenie, a miłość dla noworodka to przede wszystkim obecność, stałe, bezwarunkowe bycie z nim. Tylko tyle i aż tyle!

Jean Liedlof, W głębi kontinuum, Wydawnictwo Mamania 2010

1 komentarz:

  1. aj, chyba się ta zasada nie sprawdza
    bo u mnie pierwsze dziecko jest nerwowe, drugie dziecko zaś pogodne i spokojne
    a tymczasem więcej bliskości miałam i mam z tym starszym, młodsze było zaniedbane
    tak że chyba różnie jest

    OdpowiedzUsuń