czwartek, 9 sierpnia 2012

Daleko od ideału, blisko życia


Moje dzieci właśnie wymyśliły nową wspaniałą zabawę: piszcząc i wrzeszcząc jak opętani smarują się mydłem w płynie. Zamknęłam ich w łazience i podparłam klamkę krzesłem. Wypuszczę dopiero wtedy, jak się nacieszą i umyją. Czym więc może mi zaimponować Upiorna Mamuśka?

„Wyznania upiornej mamuśki”, książka powstała na podstawie bloga scarymommy.com, kolejny raz uświadomiła mi istnienie globalnej społeczności matek. Różnimy się nieziemsko, ale mamy obszar wspólnych doświadczeń i przemyśleń. W książce znalazłam kilka tekstów wyjętych prosto z mojej głowy i sytuacji wziętych z mojego życia, jak choćby ta: „Zapisałam się na fitness, żeby korzystać z darmowej opieki dla dzieci. Zostawiam je, a sama siedzę w szatni, czytam czasopisma i blogi”. Miałam dokładnie taką pokusę! Albo: „Jeżeli jeszcze raz będę musiała obejrzeć Barneya i przyjaciół, chyba sobie wydłubię oko widelcem”. Przecież właśnie to czułam, oglądając sto pięćdziesiąty trzeci raz w kółko ten sam odcinek Teletubisiów! Jak słyszałam pierwsze takty piosenki na początku odcinka, oko zaczynało mi latać i ręce się trzęsły. „Żeby skłonić dzieci do uśmiechu przy robieniu zdjęcia, udaję czkawkę. Zawsze działa” Kiedy robiłam chłopakom zdjęcie przed Wielkanocą, bo na święta rozsyłam aktualne fotografie dzieci rodzinie i znajomym, mówiłam „kupa”, dzięki temu umierali ze śmiechu i na zdjęciu wyszli radośnie. „Moje półtoraroczne dziecko nadal nie umie powiedzieć mama, natomiast nie dalej jak dzisiaj użyło słowa cholera we właściwym kontekście”. Nigdy nie zapomnę, jak trzyletni Piotruś, zniechęcony jakąś trudnością przy montażu klocków, użył przy starszej pani sąsiadce sformułowania „zaraz mnie tu szlag trafi”. Panią poraziło. „Wychodzę z przyjaciółkami w każdy czwartkowy wieczór. Tylko dzięki temu jeszcze nie zwariowałam, przysięgam”. Ja wychodzę znacznie rzadziej, ale też oszalałabym już dawno, gdyby nie grono moich przyjaciółek z babskich wieczorów.

Jeszcze długo mogłabym wypisywać cytaty i opowiadać, jak są mi bliskie. Jill Smokler opisuje tę stronę macierzyństwa, o której nie w każdym gronie wypada mówić, a tym samym wpisuje się w bliskie mi ideologicznie grono matek, które przyznają, że nie są idealne.

Jedyne, do czego bym się przyczepiła, to kwestia źródła: czy w Polsce nie ma świetnych blogów o podobnej tematyce? Czy polskie matki blogerki nie piszą o niebo lepiej od Jill Smokler? Jeśli Wydawca nie wie, gdzie szukać, to ja chętnie podpowiem: fjakfrustratka.blox.pl, dzieciowo.pl, nie-po-kolei.blogspot.com,  eee-co-to-ja-chcialam.blog.pl, radziecki-termos.blog.pl , sistermoon.blog.pl, pierwsza-zona.blog.pl, tomaszowa.wordpress.com , a-kocica-papierosa.blog.pl, macierzynstwo-bez-lukru.blogspot.om, że o od-rana-do-wieczora nie wspomnę przez wrodzoną skromność, z której jestem powszechnie znana.

A na końcu dodam, że bardzo się cieszę, że mój tytuł naszej antologii tak się podoba. Przyjął się w mediach, bo kolejny raz w ostatnim czasie czytam, że ktoś „odziera macierzyństwo ze zbędnego lukru”, albo że pisze „bez lukru”. Niedawno został użyty w dwóch recenzjach książki Sylwii Chutnik. Więc jak gdzieś przeczytacie o lukrze w kontekście macierzyństwa, to wiedzcie, że to mój pomysł i jestem z niego dumna :-)

Jill Smokler, Wyznania upiornej mamuśki, Prószyński i S-ka 2012

UWAGA, rozdawnictwo książkowe! Dysponuję jednym egzemplarzem, który oddam w zainteresowane ręce. Aby go zdobyć, proszę napisać w komentarzu o jakimś Waszym doświadczeniu w stylu opisanych powyżej. Może macie patent na to, żeby każdy z czteroosobowej rodziny na tym samym zdjęciu wyglądał w miarę dobrze? Albo opowiecie, jak Wasze dzieciątko zaprezentowało zdolności lingwistyczne? Czas start, zakończenie akcji 20 sierpnia o północy. Proszę pamiętać o zostawieniu adresu mailowego pod komentarzem.

15 komentarzy:

  1. Mój najlepszy patent na wielką rozpacz, histerię, fontanny łez po drobnym uderzeniu? Po dokładnym sprawdzeniu, że małemu nic nie grozi stwierdzam: " Kochanie odczekaj chwilkę, jeśli za pięć minut będzie dalej bolało, przyjdź i powiedz." Działa zawsze :)
    mistrzmalgorzata@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dwóch chłopaków, młodszy 3 lata, starszy 13. Obaj z jakiegoś powodu nie chcieli początkowo jeść zup w typie grochowej czy porowej. Aby ich nie stresować zamiast tych niedobrych potraw zaserwowaliśmy im z małżonką zupę grzankową, czyli taką do której samodzielnie wrzucają chrupiące grzanki. Starszy dopiero w okolicy 9 lat zakumał, że chyba grzankowa i grochowa mają ze sobą coś wspólnego. Zobaczymy jak pójdzie małemu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama osobiście nauczyłam dziecko wycierać ubrudzone czymś rączki w ubrania. Nie chciało mi się chodzić do łazienki ani szukać chusteczek. "Wytrzyj" mówiłam, kiedy córeczka pokazywałą rozmazaną czekoladę, serek czy co tam akurat było. I mam elegantkę wycierajacą dłonie w sukienusię. Na etapie oduczania...
    amrr@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcę, ja chcę ;)
    - moje dziecię mając mniej niż pół roku, mówiło doskonale "kujde"
    - nauczyłam go, że plucie pod siebie jest dla mnie niedopuszczalne, chcę, by pluł w dłoń lub talerz. Tydzień temu goszczą nas znajomi. Zupą. Młody dostaje do spróbowania, zupa nie przyjmuje się. Pamietając o mojej prośbie, igi wypluwa zupę. Do talerza. Pana domu...
    - mam bardzo dobrze wychowane dziecko. Gdy podaję mu papierek z prośbą o wyrzucenie, słyszęvurocze "dziękuję bajdzo"
    - wersal domowy nie konczy się na tym. Najczęściej przepraszanymi osobami w domu za przepychanie się są drzwi, fotele, kable, rowerek także
    - pierwszą osobą, która usłyszała od Igiego "kocham cię" był kot babci, raz usłyszałam to ja, potem nasz kot i ulubiona zabawka. Ignasiowy tato nie wytrzymal, poprosił Młodego, by powiedział "kocham cię tato" - Igi patrząc mu w oczy posłusznie powiedział "kocham cię kotku ingi" (imię jednego z kotków). Ale chyba lepiej tak, niż gdyby miał powiedzieć kocham cię kaczorku...
    - jak się kończy podawanie dziecku smacznego lekarstwa? Mój syn potrafi równie głośno wyč o czekoladę, jak o syrop przeciwgorączkowy.
    - całusy w naszym domu najczęścoej dostaje kot. Ostatnio w ekstazie Igi pocsłował kota w tę część gdzie noga kończy już swoją dumną nazwę. W związku z tym "uwaga na odbyt" to dość częsty w naszym domu, skrótowy komunikat awaryjny
    - w koñcu oduczyłam własne dziecko wyjadania kocich chrupek. Któregoś dnia Igi, który zazwyczaj gardzi jogurtem, dobrał się do kociego. Pół biedy, gdyby to był świeży jogurt. Zjedzenie takiego to i tak lepsze, niż cmoknięcie kota w odbyt. Ale to był zapomniany, stary jogurt, z grubą skorupą i widoczną dodatkową pokrywą z kociej sierści.
    Przykłady mogłabym mnożyć w nieskończoność, ale zawsze coś ciekawego dzieje się, gdy siedzę za długo w internecie. Dziś odłączyłam się chwilowo od rzeczywostości, kątem świadomości odnotowywałam jakąś mantrę, odśpiewywaną przez igiego. Cóż, okazało się, że krotka chwila noeuwagi wystarczy, by zapakować kanapkę z masłem do kabiny zabawki - pick-up'a i zavząć śpiewać piosenkę własnej produkcji pt. "Chebek jechała autem".
    Jeśli tak zabawnie jest w 21 miesiącu życia Ignasia, to nie mogę doczekać się dalszego ciągu :)

    (Przepraszam za literówki i zdziczałe znaki, ale średnio mogę skupić się na pisaniu z wiadomych powodów...) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *mniej niż półtora roku rzecz jasna :)

      Usuń
    2. OCZYWIŚCIE zapomniałam o adresie mejlowym. annamm83@gmail.com

      Usuń
  5. - na tym samym zdjęciu jesteśmy tylko wtedy razem, gdy fotograf (ja lub on) rzuca cień, a drugie z dorosłych przydusza pociechy aby zechciały stanąć w miejscu na sekundę... nie wiem czy wyglądamy wtedy dobrze ;)
    - zdolności lingwistyczne a więc klasyka: młodszy porozumiewa się biegle w języku chińskim lub węgierskim - nie wiemy bo nie rozumiemy, ale gdy trzeba krzyknie polskie KUł(w)a!
    starszy natomiast zachwyca zdolnościami słowotwórczymi i błyskotliwością. "Mamo ale masz grzebień. Pogrzebisz mi też włosy??"
    - starszego nauczyliśmy też swobody. mimochodem. gdy jesteśmy gdziekolwiek (u babci, na przyjęciu, w restauracji, w kościele, w markecie) i przysiądziemy na chwilkę jest rozluźniony do tego stopnia że radośnie oznajmia "mamo ja chce kupe!!!!". wszystkim oznajmia.

    Jak tak się ogólnie zastanawiam nad wychowaniem to nasuwa mi się myśl, że nauczenie dziecka mówić jest jednakowoż strzałem we własne rodzicielskie kolano, a co za tym idzie jedną z największych porażek. Około dwudziestej mi się nasuwa ta myśl.

    mejl: pierdu.pierdu@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Występują: Ami lat 3, tata i mama:
    Ami pokazuje tacie własnoręcznie zrobione korale pytając, czy mu się podobają. Tata odpowiada, że oczywiście-bardzo mu się podobają. Ami do mamy:
    - Mamusiu, zobacz, tatusiowi podobają się korale, a mimo to jest bardzo męski... Ja zdziwiona komentarzem, chcąc sprawdzić, czy Młoda rozumie, co znaczy męski pytam:
    - A mamusia też jest męska?
    Ami odpowiada z przekonaniem:
    - Nieeeee
    Pytam więc dalej w nadziei na komplement:
    - A jaka mamusia jest?
    Odpowiedź Amisi:
    - mamusia jest... moją służącą...

    Przytulam się do męża i słyszę: Nie przytulajcie się tak, bo Wam drugi dzidziuś wyskoczy... :)

    tilaa@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój syn od maleńkości jest bardzo kulturalny. Dziecięciem będąc na pytanie: chcesz kupę? odpowiedział: Nie, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na wspólne zdjęcie nie mam żadnego patentu.Jeszcze nam się nie zdarzyło stanąć spokojnie a potem wyglądać razem dobrze na zdjęciu. Ale to chyba typowe:)

    Pierwsze 2 i pół roku życia młodszego to była męka. Wracałam do domu po pracy obładowana siatami i marzyłam,żeby od razu wrócić do roboty. Wszyscy w pracy się dziwili czemu taka jestem radosna od rana. No jak to czemu? Po roku na macierzyńskim i wychowawczym powrót do pracy to był jak powrót to żywych z zaświatów. Uciekałam rano do pracy jak na skrzydłach. Wracałam raczej niechętnie. Bo gdy wracałam to wkraczałam na teren wojenny. Wiele razy myślałam,ze już tego nie zniosę, chciałam wyjść i nie wrócić. Bywało,że ze złości i bezsilności trzaskałam tak mocno drzwiami,że się tynk sypał:)))

    Ale zniosłam, znieśliśmy. I to dlatego, że jeszcze przed pojawieniem się starszego zakładałam, że początek to będzie masakra. Emocjonalna, fizyczna itp itd. I była.
    PO którejś z kolei awanturze z początków rodzicielstwa pt "bo ty nigdy... , bo ty zawsze...", przyjęliśmy założenie, że stanowimy drużynę. Że tylko jako drużyna mamy szanse to przetrwać ,że trzeba trzymać się razem bo inaczej te małe diabły nas rozerwą na strzępy.
    Przetrwaliśmy, opracowaliśmy swoje patenty, sposoby , metody. I zaczęło być dobrze. I nawet, o dziwo, tegoroczny urlop z dziećmi to była naprawdę przyjemność i fajnie spędzony czas. Wypoczęłam! ( 3 lata temu uważałam, że to się nigdy nie zdarzy)

    Chłopaki mają teraz 5,5 oraz 3,5

    tegel@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Zośka jest jeszcze dość mała - ma 15 miesięcy, ale już pokazuje charakterek. Nie mówi jeszcze zbyt wiele (na szczęście!!!), ale mam wrażenie, że już przechodzi bunt dwulatka. Kiedy na ulicy, wśród tłumu ludzi (w domu się to raczej nie zdarza...) dostaje ataku wściekłości (zła mama nie pozwala zabierać towarów z półek w sklepie, ew. chce iść w odwrotnym kierunku niżby małe nóżki sobie życzyły), w którego skład wchodzą nieziemskie wrzaski, szczypanie, czasem gryzienie, bicie po twarzy i szarpanie za włosy, to dość dobrze działa (na razie) odwrócenie uwagi dość głośnym "Zosia, popatrz, tam jest kotek!". Jak na razie działa prawie zawsze - Zosia momentalnie zapomina o smutku i nieszczęściu. Ponieważ kotek zawsze tajemniczo znika, zanim Zośka się za nim odwróci, to możliwe, że zaniedługo będę musiała znaleźć nową metodę poskramiania małych, acz wyjątkowo głośno manifestowanych złości.
    Inny sposób z którego jestem jeszcze mniej dumna, dotyczy uspokajania Zośki wrzeszczącej w samochodzie. Czasem, kiedy nie mogę się zatrzymać, Zośka lubi zacząć drzeć się w niebogłosy. Nie jest to zwykły głośny płacz, a prawie pisk, tak że w uszach dzwoni. Wrzask nie wynika z jakiegoś nieszczęścia czy niedostatku, ale chyba tylko z nudy, bo potrafi go przerwać w pół sekundy. Warunkiem jest to, zeby chciała przestać, a o to jest dość trudno. Kiedy żadne prośby, błagania, śpiewy, zabawki, chrupki, obietnice nie pomagają, próbuję klinem - podejmuje wyzwanie i zaczynam krzyczeć jeszcze głośniej (ale nie ze złością) lub włączam płytę z muzyką z Grease - "You're the one that i want", najgłośniej jak się da. Zazwyczaj Zocha szybko uznaje wyższość innych źródeł hałasu i uspokaja się jak gdyby nigdy nic się nie działo, czasem nawet zasypia.

    Wiem, niezbyt to wychowawcze, ale czasem nie mam siły, ochoty albo warunków żeby bardziej się starać...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam wrażenie że kazda mama ma patenty. Tylko czasami nawet nie wie że je stosuje :).
    Mój to np. wyjście od kogoś planować tak by syn w drodze zasnął w aucie. Omijam wtedy kąpiele i 'układanie' do snu. Mąż bierze syna, przenosi na łóżko, sciąga co mniej wygodne rzecz - buty, koszula i syn spi do rana. Nie przejmuję się tym, że nie umyty i w ubraniu :)

    A syn jest dzieckiem beztroskim. Ostatnio w czasie spotkania rodzinnego głośno przy stole zapytał czy wujek ma siusiaka. Odpowiedziałam, że tak. Więc dociekliwy malec zapytał czy duzego czy małego. Szybko zmieniłam temat :)

    Kasia
    spkate @ wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Useful info. Lucky me I found your website unintentionally,
    and I am shocked why this coincidence did not came about earlier!
    I bookmarked it.
    See this: http://abbey.wroclaw.pl,
    http://aberdeen.szczecin.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Incredible story there. What happened after? Take care!

    See this: kliknij, http:
    //mapvivo.com/traveler/olapatola

    OdpowiedzUsuń