wtorek, 17 lipca 2012

Uważaj o czym marzysz, bo jeszcze się spełni!

Przeciętny człowiek może zrobić coś niezwykłego, co wydaje się nieosiągalne – uwierzyłam w to, kiedy „Macierzyństwo bez lukru” trafiło do telewizji i zostało zauważone w konkursie Blog Roku 2011. Wystarczyło wyznaczyć sobie cel i konsekwentnie go realizować. Nie była potrzebna duża kasa i szerokie plecy. Podobnie było z Mieczysławem Bieńkiem, górnikiem z Katowic, który postanowił, że spotka się z Dalajlamą.

Autor przebojowej książki „Hajer jedzie do Dalajlamy” to barwna postać. Hajer, czyli górnik przodowy, to sam szczyt górniczej hierarchii. Odważny, twardy gość, ratownik, który się w życiu nie ugiął, aż do ciężkiego wypadku, po którym musiał odejść na emeryturę. Koniec pracy w ukochanej kopalni był końcem jego świata. Nie mógł znaleźć sobie miejsca, był na krawędzi choroby psychicznej. I wtedy nagle i niespodziewanie wsiadł do pociągu byle jakiego – i wylądował w Indiach. Żonie powiedział, że jedzie na kilka dni w góry do kolegi.

Tak się zaczęła przygoda hajera z podróżowaniem, które wciągnęło go i stało się sposobem na życie. Jego awanturnicze przygody mogłyby posłużyć za kanwę scenariusza filmu o współczesnym Sowizdrzale – gdy go wyrzucą drzwiami, wróci oknem, dogada się z każdym, nawet nie znając jego języka, wychodzi cało z najgorszych opresji, raz śpi w ambasadzie, raz pod mostem, szczęście mu sprzyja, a gdy chce udowodnić, że jest ważną personą, pokazuje swoje zdjęcie w paradnym stroju górniczym. Były chwile, gdy jego bezczelność po prostu zatykała mi dech – np. gdy prowadząca hotel Chinka oznajmiła mu, że nie ma miejsc, bez wahania zajął jej łóżko.

Sięgając po książkę Bieńka nie spodziewajcie się subtelnej relacji podróżniczej w stylu „Blondynki” Beaty Pawlikowskiej. Relacja hajera jest dosadna, jędrna i obfitująca w intymne szczegóły. To taka ostrzejsza wersja Cejrowskiego.

Bieniek przekonał się, że warto mieć marzenia i konsekwentnie dążyć, by stały się rzeczywistością. Wszyscy, którym mówił, że spotka się z Dalajlamą, pukali się palcem w czoło, a on to zrobił – właściwie z marszu, bez dokumentów, zaświadczeń i rocznego oczekiwania.

Wielka siła tkwi w marzeniach. Nie bójmy się marzyć!

Mieczysław Bieniek, Hajer jedzie do Dalajlamy, Wydawnictwo Annapurna 2010.

1 komentarz:

  1. Oglądałam o nim dokument na Festiwalu Filmów Górskich w Lądku (3 lub 4 lata temu) chyba pt. "Droga do Dalajlamy" ale pewna nie jestem; niesamowity facet! zapada w pamięć!

    OdpowiedzUsuń