
I o tych książeczkach chcę Wam opowiedzieć.
Fani Ninjago poczują się jak w domu. Ich rodzice, otrzaskani z terminologią ninja również. Shurikeny, które jeszcze kilka miesięcy temu były mi całkowicie egzotyczne, a ich nazwa trudna do wymówienia, dziś są tak pospolite jak ołówek (szkoda tylko, że mają 1 cm średnicy i ciągle giną, ale to już inna historia). Cztery surykatki tropią, walczą, ratują, a ich przygody utrzymane są w przebojowym stylu „Pingwinów z Madagascaru”. Tak jak pingwiny mają tajną bazę, uwielbiają nowinki techniczne, a przed ludźmi udają zwykłe, poczciwe zwierzątka. Ich przygody opisane są bardzo dowcipnie, z lekko absurdalnym poczuciem humoru, które bardzo odpowiada kilkulatkom (i niektórym rodzicom). Oto wiersz surykackiego poety Tobiasza Futrasza, cytowany w „Klanie skorpiona”:

niesie najlepsze nadzieje,
Kiedy z północy dmucha,
piach wwiewa ci do ucha,
Nawieje też do paszczy,
i pępek ci zapiaszczy.”
W „Klanie skorpiona” Surykatki Ninja szukają porwanej przez Mistrza Areny tygrysicy Ming, obdarzonej magiczną mocą ryku posłuchu – kto usłyszał jej ryk, stawał się posłuszny słowom wypowiedzianym zaraz po nim. Szkoda że to tylko bajka! Imaginujcie sobie tę scenę: tygrysica ryczy, a ja mówię „chłopcy, sprzątajcie!” I oni mnie słuchają... Ach!...
Gareth P. Jones, Surykatki Ninja, Publicat 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz