
Pewnego ranka Filip obudził się i zobaczył, że jego mama zamieniła się w smoka. Chłopiec przyjął to z pełnym spokojem, a kiedy okazało się, że mama zapomniała, co powinna robić, przejął stery. Najpierw czuł się panem sytuacji i wykorzystywał ją z lubością (kakao we wszystkich wariantach! dwie porcje lodów!), ale szybko okazało się, że nie jest łatwo mieć mamę smoka.
Jest w tej książce jedno piękne zdanie, które bardzo zapadło mi w pamięć: oto mama-smok zjadła robala wygrzewającego się na ścianie budynku, a potem wpadła w szał i rozdeptała swój telefon komórkowy. Filip, który postanowił zaprowadzić ją do szpitala, wziął ją za rękę: „Ręka jest trochę szorstka. Ale to przecież nadal jest ręka jego mamy”. Jest też scenka, gdy dozorca w zoo, który uważa mamę-smoka za krokodyla, proponuje Filipowi, żeby zostawił ją w ogrodzie. Filip jest oburzony, krzyczy: „Puszczaj! To moja mama!”
Pomyślałam wtedy o bezwarunkowej miłości, jaką obdarzają nas dzieci nawet wtedy, gdy na to nie zasługujemy. Dzieci kochają swoich rodziców zawsze, nawet wtedy, gdy są przez nich krzywdzone. Są wobec nas lojalne także wtedy, gdy się za nas wstydzą. Przejmujące!
Książka bardzo podobała się moim dzieciom, śmiały się, doskonale się bawiły, a kiedy po kolejnym czytaniu zapytałam:
- A co zrobicie, jak ja się zamienię w smoka?
usłyszałam dwie skrajne odpowiedzi.
- To ja się zamienię w lycerza i cię przekloję – odparł ze stoickim spokojem Michał (3,5), a Piotruś (5,5) wykrzywił usta w podkówkę, zarzucił mi ręce na szyję i łamiącym się głosem poprosił:
- Bądź miłym, chudziutkim smoczkiem, dobrze?
Pija Lindenbaum, Filip i mama, która zapomniała, Zakamarki 2010
łamiącym
OdpowiedzUsuń