środa, 29 maja 2013

Kryminalne zagadki Polski Ludowej

Ludowa Ojczyzna miała być bezpiecznym domem dla swoich obywateli, toteż informacje o zbrodniach i napaściach rzadko trafiały do mediów. Polacy wiedzieli tylko o najgłośniejszych sprawach, których nie dało się już wyciszyć, lecz wiedzieli tylko tyle, ile władze zechciały ujawnić. Niektóre fakty i okoliczności zostały ujawnione dopiero po latach dzięki skrupulatności i wytrwałości Przemysława Semczuka.

Autor, dziennikarz związany z „Newsweekiem”, przedarł się przez archiwa IPN, archiwa milicyjne i gdy tylko było to możliwe, rozmawiał z uczestnikami tamtych wydarzeń. Zdarza się, że ich wspomnienia są różne od wersji oficjalnych, zapisanych w dokumentach. Książka jest wciągającą, pasjonującą rekonstrukcją kryminalnych zdarzeń sprzed lat.

Rozpoczyna ją tytułowa czarna wołga, symbolizująca porwania dzieci w PRL. Młyn na wodę dla matki! Wyobraźcie sobie, że w latach 60. po Polsce jeździła nastoletnia porywaczka dzieci, która zjawiała się w żłobku, z wywieszonej listy nazwisk wybierała jakieś dziecko, mówiła, że rodzice prosili, by je odebrała i wychodziła z nim bez żadnych przeszkód, bez sprawdzenia tożsamości. Bawiła się z nim przez kilka godzin i porzucała je. Dzieciom nie działa się żadna krzywda, aż pozostawiony na mrozie chłopczyk nabawił się odmrożeń. Dopiero wtedy zrobiono na nią zasadzkę.

W książce poczytacie o innych głośnych sprawach, m.in. o serii przestępstw aktora Jerzego Nasierowskiego, o śląskim Wampirze, o włamaniu na posterunek milicji we Frampolu, które postawiło na nogi milicję w trzech województwach, zniszczyło życie kilku osobom, a okazało się szczeniackim wybrykiem, o dwóch maturzystach, którzy chcieli poczuć się jak na amerykańskim filmie i trzykrotnie dzwonili do LOT-u z informacją o bombie na pokładzie samolotu.

Tak naprawdę sprawcy często byli tu ofiarami – jak nieprzystosowany społecznie autor listu, który groził zatruciem cyjankiem wody w Jeleniej Górze, u którego nie rozpoznano na czas choroby umysłowej, albo dziewiętnastoletni chłopak, u którego w czasie sekcji zwłok znaleziono rozległy guz w mózgu, być może odpowiedzialny za jego mordercze postępowanie. A prawo w PRL było bardzo surowe, mordercy często byli karani śmiercią, a za głupie dowcipy młodzi chłopcy trafili do więzienia na osiem lat. Klasycznym przykładem sprawcy-ofiary jest Zdzisław Marchwicki, okrzyknięty śląskim Wampirem, którego wina wcale nie była i nie jest oczywista, ale naciski na zakończenie sprawy i ukaranie winnego były ogromne, szczególnie odkąd jedną z ofiar zwyrodnialca stała się bratanica Edwarda Gierka.

To, co mnie uderzyło mnie w tych historiach, to młody wiek zarówno ofiar i sprawców. Dwudziestolatek był sprawcą brutalnych napadów na sklepy i urzędy, zabici policjanci mieli po 25-27 lat i maleńkie dzieci.

To nie jest przyjemna lektura, ale warto po nią sięgnąć. Autor nie szuka sensacji, pamięta o tragedii poszczególnych uczestników wydarzeń, szczególnie tych ukaranych niesłusznie, a także pokazuje mechanizmy, którym podlegała praca milicji i sądów w PRL. Bogu dzięki, że to już historia.

Przemysław Semczuk, Czarna wołga. Kryminalna historia PRL, ZNAK 2013.

piątek, 3 maja 2013

Pięcioro dzieci w starym domu

Od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że ta książka będzie niezwykła. Okładka oraz ilustracje skojarzyły mi się z klasycznymi powieściami dla dzieci, którymi zaczytywałam się przed laty, będąc w grupie docelowej. Lektura potwierdziła te wrażenia. Pamiętacie Mary Poppins i „Pięcioro dzieci i coś”? „Agata z Placu Słonecznego” utrzymana jest dokładnie w tym klimacie. 

Urzekająca jest w tej powieści cała otoczka: odziedziczony po babci stary dom z dużym ogrodem, niezwykli sąsiedzi. Powieść jest apoteozą życia rodzinnego: główni bohaterowie są rodzeństwem, bardzo związanym ze sobą nawzajem, mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji, a rodzinne posiłki i wspólne rytuały bardzo cementują rodzinę. Kiedy przyjdzie im się zmierzyć z mroczną tajemnicą, wyjaśnienia będą musieli szukać w rodzinnej przeszłości.

Cieszę się, że już niedługo podsunę tę książkę Piotrusiowi (pewnie bliżej wakacji, teraz kończy trzecią część „Magicznego drzewa” i „Karolcię”, którą już prawie skończyli omawiać w szkole i zaczął „Kubusia Puchatka”, którego będą omawiać – co prawda Puchatka czytaliśmy całkiem niedawno, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przeczytać sobie powtórnie co śmieszniejsze fragmenty, szczególnie te najeżone błędami ortograficznymi). Opowieść o jedynej w swoim rodzaju, tajemniczej niani Agacie, która przyjechała na złotym rowerze, jest ciepła, wzruszająca i napisana piękną polszczyzną, którą cenię nad wyraz. To pierwsza część serii, zatem już czekam na kolejne.

Bardzo polecam.

Ewa Karwan-Jastrzębska, Agata z Placu Słonecznego. Przybycie Agaty, Wydawnictwo Marginesy 2012.

środa, 1 maja 2013

Matka. Jak to łatwo powiedzieć!

Pasjami uwielbiam nurzanie się w macierzyńskich opowieściach, macierzyńską wymianę myśli, podglądanie i porównywanie doświadczeń sióstr w macierzyństwie. Zawsze ciekawi mnie, jak ona to robi? Jak sobie radzi? Jak jej się udaje? 

Czasem szukam podpowiedzi, jak mieć dzieci i nie zwariować, czasami potwierdzenia, że nie tylko ja tak mam. Jestem ciekawa, jak inne matki definiują swoje macierzyństwo, z zainteresowaniem czytam jak rozbierają je na czynniki pierwsze i analizują kawałek po kawałku. O ile oczywiście czas im na to pozwala.

To wszystko znalazłam w książce „Projekt matka”. Bardzo podoba mi się już sama konstrukcja książki, bo jest bardzo życiowa: obszerny opis czasu planowania dziecka, starań, ciąża opisywana tydzień po tygodniu, a potem rodzi się dziecko i czas przyspiesza. Kolejno pojawia się drugie i trzecie dziecko, ale matka ma bardzo ograniczone możliwości na wsłuchiwanie się w siebie, dzieci zagłuszają wszystko. Jest męcząca codzienność, praca po nocach, perfekcyjna logistyka, szczegółowy harmonogram każdego dnia, każdego tygodnia. A potem dzieci rosną i matka powoli zaczyna odzyskiwać siebie, wreszcie ma czas, by pomyśleć, a nawet zapisać swoje przemyślenia.

Bardzo jest mi to bliskie.

Jestem czytelniczką zimno od lat. Książka przypomniała mi wiele historii, szczególnie tych z początków jej blogowania. Czytało mi się świetnie, chyba nawet lepiej niż bloga. Cenię dopracowane kompozycje, dopieszczone konstrukcje – a taki właśnie jest „Projekt matka”. Osobiście brakowało mi tylko historii o tym, że Silny przez dłuższy czas był uważany za Kokardę, ale niech to pozostanie blogerską tajemnicą :-)

Małgorzata Łukowiak, Projekt matka, Świat Książki 2012.