niedziela, 20 marca 2011

Waterloo w nosie, czyli skąd się bierze przeziębienie?

Kiedyś chciałam kupić tę książkę w Empiku. Dziewczyna w informacji bezskutecznie szukała jej w komputerze, a w końcu powiedziała: „Może sprawdzi pani jeszcze na półce, medycynę mamy tutaj, po lewej”.

„Lądowanie rinowirusów. Przeziębienie” to pierwsza część serii „Na sygnale” duetu Wojciech Feleszko - Ignacy Czwartos, rewelacyjnie pomyślana i świetnie narysowana opowieść o ataku wirusów na ludzki organizm.

Oto za sprawą niewinnego kichnięcia zakatarzonego Jasia z jego nosa wystrzela ledwie widoczna kropelka kataru, w której siedzi przyczajona cała armia paskudnych rinowirusów, gotowych do ataku na kolejny nos. Kiedy wirusy zaatakowały Kajtka, w jego nosie rozegrała się prawdziwa bitwa – niczym pod Troją, pod Waterloo, pod Stalingradem! - zacięta batalia między dzielnymi oddziałami obronnymi pod wodzą Limfocyta a paskudnymi, dzikimi i brutalnymi hordami najeźdźców. Wirusy mnożą się na potęgę, robią totalną demolkę, rozbijają bezbronne komórki, są obleśne i bezlitosne. Kiedy wydaje się, że już nic nie pomoże i limfocyty zostaną pokonane, do akcji wkracza doktor Florenty Orzeszko, uroczy pediatra o staroświeckim imieniu i niecodziennych upodobaniach.

Znajomość z serią „Na sygnale” zaczęliśmy od debiutującej na Targach Książki drugiej części cyklu: „Nóż w placu. Skaleczenie”. Pierwsza część ma te same zalety, co opisana wcześniej druga: akcja dzieje się rówocześnie w dwóch światach, w w makroświecie jest Kajtek i lekarz, w mikroświecie Granulocyt, Limfocyt i wystylizowany na pirata Rinowirus. Książka jest atrakcyjna dla całej rodziny i wzbudza skojarzenia z francuskim cyklem „Było sobie życie”. Jest też kapitalnie zilustrowana. Ma jedną wadę, która wyraźnie nasiliła się w drugiej części: ilustrator niesiony potęgą swej wyobraźni niezbyt uważnie przeczytał tekst i czytamy o Limfocycie, który okłada wirusy kijem, a na obrazku widzimy go uzbrojonego a to w spray przeciw wirusom, a to w odkurzacz. Michaś zauważył to i dopytywał się zdumiony, czy ta rura od odkurzacza to jest kij, ale nie wpłynęło to negatywnie na odbiór całości.

„Skaleczenie” przeczytaliśmy ze trzysta razy, „Przeziębienie” cieszy się nie mniejszym wzięciem. Teraz czekamy na trzecią część, hardcorową opowieść o rotawirusach! Będzie się działo!

Wojciech Feleszko, Lądowanie rinowirusów. Przeziębienie, ilustracje Ignacy Czwartos, Wydawnictwo Hokus-Pokus 2009.

środa, 16 marca 2011

Jak być fajną babcią, jak być fajnym dziadkiem?

Młodzi rodzice, którzy zapragną skonfrontować swoje teorie z poradnikiem wychowania, będą w kropce, bo zaleceń, teorii i poglądów jest masa, a przy tym zwykle przeczą one sobie nawzajem. Widmo konsekwencji wyboru niewłaściwej teorii wychowawczej spędza świeżo upieczonym rodzicom sen z powiek, a jeśli dołożyć do tego rozliczne obsesje na temat bliższej i dalszej przyszłości, to doprawdy – nie jest łatwo być rodzicami!

A bycie babcią czy dziadkiem? To zupełnie coś innego! Obowiązkiem dziadków jest przede wszystkim kochać wnuki, rozpieszczać je, bawić się z nimi i spijać śmietankę z obcowania z maluchami.

W ten sposób babciowanie i dziadkowanie przedstawia „Poradnik dla babci i dziadka” gdyńskiego wydawnictwa Pestka. Bardzo wdzięczna to książka, miła dla oka, wydana starannie i przejrzyście: ważne rzeczy zostały ujęte w ramkach, wypunktowane, wyodrębnione. Jest świetnym kompendium wiedzy na temat opieki, pielęgnacji i zabawy z dziećmi w różnym wieku. Obejmuje szeroki zakres tematyczny: od przewijania niemowlaka i przygotowania domu na przyjęcie raczkującego wnuka, po wspólne pieczenie ciastek i redagowanie gazety rodzinnej. Czytelnik znajdzie tu mnóstwo niebanalnych pomysłów na spędzenie czasu z dziećmi i młoda mama albo tata, którzy kupią tę książkę dla swoich rodziców, koniecznie powinni też ją przeczytać.

„Poradnik dla babci i dziadka” bez żenady można podarować rodzicom czy teściom. Delikatnie sugeruje to, czego oczekują młodzi rodzice, ale nie zawsze mają śmiałość o tym powiedzieć ekspansywnej mamusi: są wdzięczni za pomoc, ale nie chcą nadmiernej ingerencji w życie ich i nowonarodzonego dziecka, nie chcą, by babcia, choćby w najlepszej wierze, przejmowała ich obowiązki wychowawcze i wprowadzała swoje porządki. O tym pisze się coraz częściej w prasie dla rodziców, ale mało kto zdobędzie się na podsunięcie teściowej artykułu „Jak być dobrą babcią i teściową w jednym”. W przypadku tej książki nie ma ryzyka, że teściowa poczuje się dotknięta: to porządnie napisany i unikatowy na rynku księgarskim poradnik, zawierający m.in. krótkie opisy doświadczeń babć i dziadków, ich wskazówki i przestrogi, omówienie obecnych zasad pielęgnacji i żywienia malucha, przypomnienie klasycznych zabaw i wierszyków dla maluszków, są nawet przepisy na różne przysmaki – a pomiędzy tym wszystkim delikatne uwagi o roli babci i dyskretne napomnienia, że absolutnie nie należy wkraczać w kompetencje rodziców.

Wydawnictwo Pestka zapewnia, że jego książki są pełne dobrej energii. Sądząc z debiutanckiego „Poradnika babci i dziadka” - to prawda. Ta niewielka książeczka jest napisana z miłością do dzieci, w duchu wzajemnego szacunku rodziców i dziadków. Świetna rzecz, szczerze polecam!

Elizabeth LaBan, Poradnik dla babci i dziadka, Wydawnictwo Pestka 2011

UWAGA! KONKURS!

Wydawnictwo Pestka ufundowało dwa egzemplarze "Poradnika dla babci i dziadka" dla moich czytelników. Żeby zdobyć książkę, należy w komentarzu do tej notki opisać najmilsze wspomnienie z dzieciństwa związane z babcią lub dziadkiem.
Kwestie formalne:

1. Konkurs trwa przez tydzień, czekam do północy 7 kwietnia 2011.
2. Ogłoszenie wyników 8 kwietnia.
3. Spośród zamieszczonych komentarzy wybieram dwa, których autorzy zostaną nagrodzeni książkami.
4. Proszę pamiętać o pozostawieniu adresu mailowego, jeśli nie ma go w Waszym profilu lub bierzecie udział w konkursie jako niezalogowani.

Życzę miłego wspominania i czekam na Wasze opowieści :-)

wtorek, 8 marca 2011

Kości, żyły i jelita

Dzieci od początku interesują się swoim ciałem. Niemowlaki z zachwytem bawią się swoimi stopami i pakują je do buzi, z wyraźną fascynacją badają rejony zazwyczaj ukryte w pieluszce, przedszkolakiz błyskiem w oku chłoną wiedzę o różnicach w budowie damskich i męskich narządów płciowych.

Piotruś od jakiegoś czasu jest pod urokiem jelit – twierdzi, że ma je wszędzie. A gdy któregoś wieczoru przed zaśnięciem mruczał coś o kościach, olśniło mnie, że przecież mamy wdzięczną pozycję książkową na ten wiek, mianowicie „Anatomię dla dzieci”, którą chłopcy dostali w prezencie już jakiś czas temu.

Książka jest strzałem w dziesiątkę. Krótkie, proste opisy poszczególnych układów, a do każdego tekstu trzydziestoelementowe puzzle. Po kilku seansach Michaś już doskonale wie, gdzie są jelita i rozróżnia grube od cienkich. Książka podaje wiele ciekawostek, które są interesujące także dla dorosłego – np. to, że z wiekiem wzrasta ilość kubków smakowych, albo że dziecko rodzi się z większą ilością kości, niż będzie mieć, kiedy dorośnie. Jest duża, kolorowa, przykuwa uwagę dzieci. Sprawdziła się idealnie w ten przedwiosenny czas, gdy katary i kaszle uwięziły nas w domu. 

Anatomia dla Dzieci. Puzzle 30 Elementów, Buchmann 2009.