czwartek, 27 maja 2010

Trzynastoletnia wdowa

Bardzo lubię dobre książki i bynajmniej nie zniechęca mnie fakt, że niekoniecznie jestem grupą docelową danej pozycji wydawniczej. Z jednakową przyjemnością czytam dobre książki dla dzieci i młodzieży jak i dla dorosłych.
Te dla dzieci i dla dorosłych kupuję w majestacie prawa, a młodzieżowe podczytuję, ilekroć nadarza się okazja do sprawienia upominku znajomej nastolatce. I powiem Wam, że często przewyższają one pod każdym względem to, co tworzy się dla dorosłych. Bo dzieci są bezwględnymi krytykami, a młodzież mamy wymagającą, obeznaną w popkulturze, na byle co się nie złapie. A dorosłym to wiele nie potrzeba: w jednym czy drugim pisemku pochwalą, jakaś aktorka się zdeklaruje jako fanka i już mamy nową gwiazdę pióra.

Oczywiście nie są to żelazne reguły, bo czasem i młodziez złapie się na taki chłam, że głowa boli po pierwszych trzech stronach, ale – generalnie – jak już zacznę czytać ksiązkę dla młodzieży, to zawsze ją kończę. A z powieściami dla dorosłych bywa i tak, że odkładam w połowie, bo szkoda mi czasu.

Sięgając po książkę dla grupy wiekowej 10+, jak rekomenduje ją wydawca, trafiłam w dziesiątkę. Powieść „Bezdomny ptak” o trzynastoletniej Koli, którą wydano za mąż za ciężko chorego chłopca, jest świetna. Miejcie świadomość, że to nie jest pozytywistyczna czytanka, jej akcja toczy się we współczesnych Indiach! Opowiada o rzeczywistości, której nie da się nijak porównać z naszym wygodnym światem z dostępem do Internetu. Mąż Koli umiera kilka miesięcy po ślubie, a wdowa w Indiach to mniej niż nikt, to zawada i przekleństwo. Skoro zmarł jej mąż, to znaczy, że przyciąga nieszczęścia. Ktoś taki nie ma przyszłości, nie ma po co żyć. A Koli została wdową będąc jeszcze dzieckiem!

„Bezdomny ptak” to piękna i wzruszająca książka. To coś zupełnie innego, niż magiczny „Harry Potter”, wampiryczny „Zmierzch”, sensacyjny „Cherub”, a jednak przykuwa uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Polecam z pełnym przekonaniem!

Gloria Whelan, Bezdomny Ptak, Dwie Siostry 2008

środa, 26 maja 2010

Ignacy w wannie i inne opowieści

Bardzo mi smutno, że zmarła Stefania Grodzieńska. Nikt nie jest nieśmiertelny, a śmierć w wieku lat prawie 96 jest rzeczą poniekąd naturalną, ale jest mi przykro, że Pani Grodzieńska już na pewno i ostatecznie nic nigdy nie napisze.

Kocham jej felietony, skecze, opowiastki, a “Kawałki męskie, żeńskie i nijakie” przeczytałam kilkakrotnie, od początku, od końca i od środka w obie strony, za każdym razem śmiejąc się tak samo.

U ludzi, a u pisarzy w szczególności, uwielbiam kpiarskie poczucie humoru, błyskotliwą inteligencję połączone z bystrą obserwacją codzienności i cudownym dystansem do siebie, opakowane w piękną polszczyznę. Stefania Grodzieńska, przedwojenna dama, była uosobieniem tych cech.

W trójkowej „Powtórce z rozrywki” można było usłyszeć napisane przez nią doskonałe skecze z cyklu „Mąż i żona” – dykteryjki z życia małżeńskiego w świetnym wykonaniu Magdaleny Zawadzkiej i Wiktora Zborowskiego. Taki dialog przebiegał według schematu: mąż schowany za gazetą, żona robiąca z igły widły. Bo jak twierdzi autorka, „w każdej z nas siedzi menda. Jedna gada o sznyclu, druga cierpi przez „dawniej...”, a inna specjalizuje się w „zanim...” A „jedyne lekarstwo na dolegliwości długoletniego współżycia to poczucie humoru”.

Ach, żebym ja miała to poczucie humoru i ten dystans... Ale może jeszcze do tego dorosnę :)

„Kawałki męskie, żeńskie i nijakie” to wybór felietonów i skeczy, podzielony na lata w których powstawały, od czterdziestych do dziewięćdziesiątych. To przegląd życia i twórczości Stefanii Grodzieńskiej, która zaraz po wojnie była stałą felietonistką Szpilek i Przekroju. Wokół tych czasopism skupiali się wzięci literaci: Lec, Brzechwa, Samozwaniec. Z tych czasów pochodzi zabawna anegdota: redaktor naczelny Szpilek, Zbigniew Mitzner darzył niewytłumaczalnym kultem „jakąś smarkatą z Krakowa”, „pannicę” o niepospolitym imieniu, które wszyscy poprawiali na Wiesława. Ludzie pukali się w czoło, gdy Mitzner mawiał: „ona będzie wielka”.

Zbiór wydany przez Akapit Press, zawiera takie genialne teksty jak „Co zrobić z mężem w czasie Świąt”, cykl „Spotkania z Alicją”, słynną „Żabkę” i kapitalny tekst „Mąż dla naszej córki”. Jeśli jeszcze nie znacie, to przeczytajcie koniecznie! Dowiecie się, jak w PRL kupowało się 200 g cielęciny w galarecie, jak w porządnej rodzinie wygląda przesłuchanie kandydata na zięcia oraz kim był Ignacy i dlaczego 9 lat w wannie pływał. Miłej lektury!

Stefania Grodzieńska, Kawałki męskie, żeńskie i nijakie, Akapit Press 2001

wtorek, 11 maja 2010

O względności wszelakich rzeczy świata tego

Czy przy brzegu rzeki jest głęboko czy płytko? Czy kawałek tortu to dużo czy mało? Jak to się dzieje, że podgrzybek może być jednocześnie za ciężki i leciutki jak piórko?

Przed takimi zagadkami stają dwaj sympatyczni bohaterowie książki Anny Onichimowskiej. Jeden to Spory, drugi to Malutek, obaj patrzą na świat ze swojego punktu widzenia i za nic nie mogą się dogadać!

Na szczęście jest jeszcze Słoneczko, które potrafi wyjaśnić przyjaciołom jak to się dzieje, że to, co dla Sporego jest płycizną, dla Malutka jest głębią. I jest Ciocia Pelagia, która upiekła dla gości wspaniały tort czekoladowy i teraz musi go sprawiedliwie podzielić, ale jak to zrobić, skoro Malutek najada się małym kęskiem, a dla Sporego cały tort to jak nie przymierzając jedna mała muffinka?...

Ciepła, przemiła opowiastka z mojej ulubionej serii Poduszkowce, prześlicznie zilustrowana przez Ewę Poklewską-Koziełło. Las złoty od słońca, wrzosowisko buczące od trzemieli i bąków, mrowisko, łąka, pachnąca koniczyna, kładka nad potokiem, pierwsze grzyby – trudno wyobrazić sobie bardziej sielsko-wakacyjny obrazek. Czytaliśmy tę książkę w długie zimowe wieczory i dobrze nam było. Czego i Państwu życzymy :)

Anna Onichimowska, Daleko czy blisko, Literatura 2005.

środa, 5 maja 2010

Smak tradycji

Bardzo lubię książki kulinarne i kucharskie. Te apetyczne opisy i piękne zdjęcia... Z przyjemnością ustawiam na półce kolejne egzemplarze. A z niektórych nawet korzystam! ;)

Książkę „Kuchnia żydowska” Clarissy Hyman otwiera doskonała anegdota: żydowska matka przygotowuje na obiad mostek. Córeczka, która przygląda się uważnie pyta: „mamo, dlaczego odkrawasz końce mostka przed ułożeniem go w brytfannie?”. „Nie wiem, mówi matka po chwili namysłu, ale tak robiła moja mama, musimy jej spytać”. Dzwoni do matki i pyta, dlaczego przed wstawieniem do piekarnika zawsze odkrawała końce mostka. „Nie wiem, brzmi odpowiedź zdumionej babci, tak robiła moja mama, musimy ją zapytać.” W tej sytuacji wszystkie trzy kobiety mocno zaintrygowane tajemnicą mostka odwiedzają prababcię. „Prababciu, kiedy przygotowujemy mostek przed włożeniem do pieca odkrawamy jego końce. Nie wiesz dlaczego?” „Nie wiem, dlaczego wy tak robicie, odpowiedziała spokojnie prababcia, ja tak robiłam dlatego, że nie miałam dużej brytfanny”.

Ta anegdota podkreśla moc tradycji i siłę więzów rodzinnych, jednocześnie uświadamiając, że gotowanie jest bardzo twórcze, a przepisy ewoluują i zależnie od miejsca lub okoliczności mogą zmieniać się sposoby przygotowania danej potrawy.

Jeden z rozdziałów książki został poświęcony żydowskim świętom i tradycyjnym potrawom, podawanym z ich okazji. Mają one duże znaczenie symboliczne. Na Rosz Haszana czyli Nowy Rok podaje się m. in. marchewkę, ponieważ jest słodka i jej talarki przypominają złote monety, co kojarzy się z dobrobytem; podaje się koliste chały, co ma oznaczać okrągły rok w dobrym zdrowiu; słodycz daktyli symbolizuje pokój a granat wyraża nadzieję, że rozpoczynający się rok przyniesie tyle cennych dokonań, ile nasion jest w tym owocu.

W czasie zbierania materiałów do książki autorka zwiedziła wyspę Curaçao u wybrzeży Ameryki Południowej, gdzie mieści się najstarsza istniejąca do dzisiaj gmina żydowska i najstarszy cmentarz żydowski w obu Amerykach. Była w Salonikach i próbowała tamtejszej kuchni, nazywanej „lekcją prostoty”. Na Florydzie poznała rosyjski przepis na kurczę ze śliwkami, podany jej przez kobietę urodzoną na Kubie, której rodzina przybyła z Rosji. Tak właśnie kuchnia i tradycja wędrowały przez lata z kontynentu na kontynent. Te niezwykłe opowieści o ludzkich losach to także historie miejsc, z których wiele przetrwało do dziś, jak np. Cafe Scheherezade w Melbourne założona w latach 50. XX wieku czy delikatesy „Titanic’” założone w Manchesterze w 1913 r. przez dziadka autorki, jednego z garstki ocalałych z katastrofy „niezatapialnego” statku.

Przepisy zaprezentowane w książce są podzielone według żydowskiej tradycji na trzy grupy: mleczne, mięsne i parwe. Do ostatniej grupy należą te dania, które nie należą do dwóch pierwszych, a więc wszelkie ciasta i ciasteczka, o ile do ich wypieku nie użyto mleka bądź jego pochodnych. Amatorzy kuchni znajdą tu przepisy na kurczaka na kilka sposobów (np. po gruzińsku albo z daktylami po marokańsku), kilka rodzajów korzennych ciasteczek, wiele pomysłów na dania rybne. Upiekłam z niej mandelbrot, a w kolejce czeka m.in. kugel marchwiowy, placek z macy ze szpinakiem i północnoafrykańskie ciasto kokosowo-pomarańczowe.

Tym, którzy pójdą w moje ślady, życzę smacznego, co w starym papiamentu brzmi „Zjanta ku zjeitu!”.

Clarissa Hyman, Kuchnia żydowska, Rosner i Wspólnicy 2004